Od miesiąca z czołówek magazynów motoryzacyjnych nie schodzi temat nowych wytycznych odnośnie do zmian w prawie o ruchu drogowym. Wśród nich znajdziemy m.in. renty dla ofiar wypadków drogowych, które mają być opłacane z kieszeni sprawcy, jeśli ten był pod wpływem alkoholu lub innych substancji odurzających. Ponadto szykuje się podwyżka stawek OC po otrzymaniu mandatu (nawet o 100% wysokości składki) i podniesienie maksymalnej grzywny z 5 do 30 tys. zł, a maksymalnej kwoty mandatu z 3,5 do 4,5 tys. zł. Całkiem niedawno pisaliśmy o możliwości kasacji punktów karnych, za pomocą odpowiedniego szkolenia. Spieszmy się kasować punkty, już niedługo to również zostanie ukrócone. Rządzący planują wycofanie takiej możliwości. Do tej pory punkty kasowały się po upływie 1 roku od ich otrzymania. Według nowych wytycznych czas ten ma się wydłużyć dwukrotnie, czyli z drogowych grzechów przeszłości zostaniemy rozgrzeszeni dopiero po 2 latach.
Poważne zmiany czekają tych, którzy jeżdżą "szybko, ale bezpiecznie". Jeśli nowe przepisy wejdą w życie (a raczej wejdą, z tym że nieprędko), przekroczenie dozwolonej prędkości o 30 km/h będzie skutkowało mandatem karnym w wysokości 1,5 tys. zł. Jeśli dopuścimy się takiego manewru po raz kolejny na przestrzeni 2 lat, nasz budżet zeszczupleje o kwotę nie niższą, niż okrągłe 3 tys. zł. Podkreślić należy, że przepis ten nie będzie rozdzielał miejsca zdarzenia, więc niezależnie, czy przekroczymy prędkość w terenie zabudowanym, czy poza nim, taryfikator będzie bezlitosny. Identyczne zasady mają dotyczyć wykroczeń wobec pieszych, czyli np. wyprzedzania na tzw. pasach oraz wyprzedzanie pojazdu, który ustępuje pierwszeństwa pieszym. Po kieszeni oberwie się także najbardziej zagadkowej grupie kierowców — tym, którzy wjeżdżają na przejazd kolejowy po opuszczeniu zapór, lub w trakcie ich opuszczania. Tacy giganci szos (nigdy nie zrozumiemy uzależnienia od adrenaliny wynikającej ze spotkania z rozpędzonym pociągiem) będą musieli liczyć się z grzywną w wysokości od 2 do nawet 30 tys. zł.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych i najgłośniej komentowanych pomysłów jest zatrzymywanie pojazdów tym kierowcom, którym jazda na gazie nie wystarcza i lubią pojeździć na rauszu. Dotychczas nie było wiadomo, na jakich zasadach miałoby się to odbywać, lecz ostatnio wypłynęło na ten temat parę nowych informacji. Z pewnych źródeł wiadomo, że w grę wchodzi konfiskata tymczasowa - co samo w sobie nie jest złym pomysłem, ale rodzi mnóstwo pytań i jeszcze więcej kosztów. Taki pojazd musiałby być odholowany na parking policyjny, za który zapłacilibyśmy rzecz jasna my — podatnicy. Nie można także zapominać, że każdy zarejestrowany pojazd musi być ubezpieczony (kolejna patologia polskich przepisów), niezależnie od tego czy porusza się po drogach, czy od roku stoi unieruchomiony z powodu awarii. Nie trzeba chyba pokazywać palcem, kto za takie ubezpieczenie skonfiskowanego pojazdu zapłaci.
Czemu uważamy, że te przepisy wejdą w życie? Ponieważ jeśli polityk mówi, że chce naszego dobra, naszym obowiązkiem jest jak najlepsze tego dobra ukrycie. Nie oszukujmy się, że chodzi o poprawę bezpieczeństwa na drogach. Gdyby tak było, na poprawę jakości dróg przekazano by większe środki. Niestety jest wiele przesłanek, które każą nam sądzić, że jest to kolejny skok na portfele kierowców. Pieczę nad pobieraniem opłat ma przejąć Urząd Skarbowy, dlatego piraci drogowi mogą zapomnieć o zwrocie podatku, choć nie sądzimy, żeby skuteczność ściągalności z rekordzistów iw nałogowych piratów drogowych miał dzięki temu (poza zwrotem podatku) zauważalnie wzrosnąć. Jeśli ktoś nie zapłacił 300 zł mandatu od 5 lat, tym bardziej nie zapłaci 3 tys. zł, a przypominamy, że zwrot podatku obowiązuje osoby pracujące i odprowadzające składki.
Na zakończenie mamy prognozę pozytywną. Patrząc na tę sytuację chłodnym okiem i biorąc pod uwagę rzeczywistość prawną w naszym kraju, można przewidywać, że wspomniane zmiany owszem nastąpią, ale nie za prędko. Wprowadzenie równie słynnego, co kontrowersyjnego przepisu o bezwzględnym pierwszeństwie pieszych na drodze (woda na młyn dla przedsiębiorstw pogrzebowych) zajęło rządzącym 2 lata, a mówimy tu o jednym przepisie. Polskie prawo jest okrutnie pogmatwane i skomplikowane, wprowadzanie w nim zmian to żonglerka paragrafami, a wprowadzenie całego pakietu nowych przepisów może zająć o wiele więcej czasu. Przewidujemy, że opisane wytyczne będą wchodzić w życie stopniowo i wprowadzenie wszystkich zajmie nie mniej, niż 5 lat. Kto chce się z nami założyć, że jako pierwsze pojawią się te, które do Skarbu Państwa będą przynosić największe dochody, a nie te, które faktycznie poprawią bezpieczeństwo na drogach?