Proszę czekać...

Ostatnie dni wywróciły do góry sytuację polityczno-gospodarczą w wielu miejscach oraz zwróciły oczy całego świata na Ukrainę. Bestialski atak Federacji Rosyjskiej (kusi, żeby napisać małą literą, ale poprawność językowa ponad wszystko) na naszych wschodnich sąsiadów odbił się szerokim echem daleko poza terytoria objęte konfliktem. Większymi i mniejszymi sankcjami swoje stanowisko przedstawiły państwa, organizacje przedsiębiorstwa, a nawet kluby sportowe i reprezentacje. Niektórzy producenci samochodów, jak np. Volvo, zatrzymały sprzedaż i produkcję swoich pojazdów w Rosji. Globalny gigant naftowy BP sprzedał swoje udziały i całkowicie wycofał się ze współpracy z głównym operatorem kraju kwitnącego kartofla — Rosnieftem, doprowadzając do spadku akcji tej spółki do wartości porównywalnej z wodą po parówkach lub progami w 30-letniej Alfie Romeo. Czy, a raczej jak odbije się to na polskich kierowcach?

Czy paliwo zdrożeje?

Zdecydowanie tak. Czy jest się czego bać? Wszystko wskazuje na to, że nie. Kto jest temu winny? My sami!
Ostatnie dni pokazały jak łatwo nami manipulować i popchnąć nas w objęcia zbiorowej paniki. Wystarczyło kilka wpisów rosyjskich trolli, żeby w całej Polsce kierowcy ustawili się w gigantycznych kolejkach po paliwo. Irracjonalne zachowanie nie przeszło bez uwagi właścicieli stacji benzynowych, którzy z miejsca wyczuli możliwość zwielokrotnienia swoich zysków. Niektórzy z nich od razu podnieśli ceny do absurdalnych kwot, przekraczając magiczne 9,99 zł za litr! Jak widać, nie tylko ludzka głupota nie ma granic, ale również pazerność. Paradoksalnie jest to doskonały przykład, aby pokazać jak działa gospodarka i zasada popyt — podaż. Kiedy rośnie zapotrzebowanie na dany towar, w tym przypadku paliwo, przedsiębiorca wie, że i tak go sprzeda, więc może sztucznie windować cenę. Jak pokazały wydarzenia z ostatniego czwartku i piątku, KLIENT I TAK KUPI, jeśli naprawdę potrzebuje. Jestem przekonany, że gdyby cena wynosiła 20 zł za litr i tak znaleźliby się tacy, którzy zatankowaliby pod korek nie tylko zbiornik, ale też wszystkie kanistry i butelki znalezione w domu. Grupowa psychoza to straszne i bardzo niebezpieczne zjawisko.

Wojna a ceny na stacjach

Rosja jest jednym z głównych eksporterów paliw płynnych na świecie. Nie łudźmy się, że nałożone na nią sankcje nie znajdą odzwierciedlenia na totemach stacji benzynowych, ale też nie ma powodów do paniki. Polska od lat stara się dywersyfikować źródła dostaw i coraz lepiej nam to idzie. Z każdym dniem coraz bardziej uniezależniamy się od Rosji, dzięki czemu zaistniała sytuacja nie będzie dla nas katastrofą, a paliwa nie zabraknie. No, chyba że jak te bezmyślne barany rzucimy się szturmem na dystrybutory i zaczniemy robić zapasy paliwa. Takiej sytuacji łańcuchy dostaw nie są w stanie wytrzymać i zapaść wystąpi bankowo, z tym że nie ze względu na rosyjskie sankcje, lecz wyłącznie przez naszą głupotę. A skoro o zapasach paliwa i głupocie mówimy...



Zaplanuj długą wycieczkę

Jeśli już zdążyłeś/aś zrobić solidne zapasy paliwa, lepiej zaplanuj dłuższą wycieczkę, lub kilka krótszych. Zarówno benzyna, jak i ropa mają... datę ważności! Tym krótszą, w im niższej temperaturze są przechowywane, a do wiosny jeszcze szmat czasu. Za pół roku takie paliwo nadal będzie spełniać swoją rolę, ale nadawać się będzie raczej do kosiarki, niż samochodu. Precyzyjne, nowoczesne układy paliwowe bardzo nie lubią benzyny o niskiej jakości. Absurdalnym wydaje się fakt, że chcąc się zabezpieczyć oraz zaoszczędzić, najpierw przepłacisz przy dystrybutorze, żeby potem zakatować wtryski i wyłożyć grube tysiące na ich remont. Najgorsze, że na takim zachowaniu stracimy wszyscy, bo przez garstkę przewrażliwionych paranoików cena paliwa drastycznie wzrośnie, a łańcuchy dostaw zostaną przerwane. Podkreślę to jeszcze raz — PRZEZ PARANOIKÓW MASOWO WYKUPUJĄCYCH PALIWO, A NIE PRZEZ KONFLIKT NA UKRAINIE! Zachowajmy spokój i zdrowy rozsądek, a wszyscy na tym zyskamy. Zdywersyfikowane źródła dostaw paliw spowodują, że podwyżki cen nie powinny być bardziej drastyczne od tych, do których i tak zdążył już nas przyzwyczaić obecny (nie)rząd.