Użytkownicy samochodów dzielą się na dwie zasadnicze grupy. Są tacy, dla których jest to tylko przedmiot, który ma ich przewieźć z punktu A do punktu B w komfortowych warunkach. Dla innych samochód jest wręcz członkiem rodziny i wiernym towarzyszem przygód. Niezależnie od tego, do której z nich się zaliczamy, łączy nas jedno — musimy dbać o swoje samochody, bo inaczej podróż nie będzie ani komfortowa, ani przyjemna, ani tym bardziej bezpieczna. Nawyki, które na logikę powinny zapewnić oszczędności, potrafią zamienić się w finansową katastrofę. Nie pomaga także nieznajomość podstaw działania silnika, czy układów wspomagania. Dziś opowiemy o pięciu podstawowych (wybranych subiektywnie, rzecz jasna) błędach, których popełnianie w dobie wszechobecnego dostępu do informacji jest wyżywaniem się na samochodzie.
1. Kręcenie kołami w miejscu
Zacznijmy od lekkiego kalibru, bo nawyk ten nie tyle unieruchomi nasz samochód, ile znacznie przyspieszy zużycie elementów układu kierowniczego i zawieszenia. Zróbmy prosty eksperyment: jeśli tylko masz taką możliwość, przejedź się samochodem bez wspomagania kierownicy. Poczujesz ogromną różnicę przy próbie skrętu, kiedy pojazd jest w ruchu, oraz kiedy stoi w miejscu. Główną rolę gra tutaj siła tarcia, która jest bardzo duża przy skręcaniu kołami w miejscu, ale szybko maleje, gdy koło się toczy. Gdy "kręcimy w miejscu" współczesnym autem, nie czujemy żadnego oporu. Cała ta siła jest generowana przez siłowniki lub silniki elektryczne, które przez to znacznie szybciej będą wymagały naprawy lub wymiany. Naprężenia powstałe w takim momencie przekładają się również na szybsze zużycie sworzni wahaczy i przegubów, dlatego operowanie kierownicą będąc w ruchu znacznie wydłuży czas między wizytami u mechanika.
2. Grzanie silnika na postoju i przeciążanie na zimnym
Zimny olej ma zupełnie inne właściwości fizyczne od tych, których silnik potrzebuje do pracy. Jest bardzo gęsty, przez co nie dociera do niektórych miejsc w silniku, a jego lepkość jest bardzo niska. W takim stanie nie uchroni on naszych podzespołów, a elementy silnika będą się o siebie ocierać. Łatwo wyobrazić sobie jakie spustoszenie musi odbywać się w komorach silnika, kiedy ten jest poddawany ogromnym obrotom bez odpowiedniego smarowania. Skoro ustaliliśmy, że "praca na zimno" szkodzi, to co w tym zestawieniu robi grzanie silnika przed jazdą? Grzanie silnika na jałowym biegu również nie jest dobrym pomysłem. Pracując bez obciążenia, silnik dłużej się nagrzewa. Przez to praca na zimno trwa tak długo, że zniszczenia nią spowodowane prędzej czy później zmuszą nas do wizyty u mechanika. To co wolno, jak nic nie wolno? Okazuje się, że najlepszym rozwiązaniem jest dać silnikowi kilkanaście sekund po odpaleniu, żeby wszystkie magistrale zdążyły wypełnić się zimnym i gęstym olejem, po czym ruszyć nie przeciążając silnika. Spokojna, osiedlowa jazda tempem patrolowym spowoduje, że silnik szybciej osiągnie temperaturę roboczą i zminimalizuje uszkodzenia wywołane pracą na zimno. A skoro o obrotach mowa...
3. Jazda na niskich obrotach, czyli źle zrozumiany ecodriving
Każdy z nas zna kogoś, kto jest tak ekologiczny i oszczędny, że potrafi jechać 40 km/h na piątym biegu. Co z tego, że buda trzęsie się jak szalona, a silnik buczy odgłosami zarzynanego wieloryba. Przecież tak mniej spali a ja będę bardziej eko. Na pewno? Zapraszam na kolejny eksperyment. Tym razem będziemy potrzebować roweru z przerzutkami i delikatnego wzniesienia. Wjedźmy na nie z prędkością 20 km/h na przełożeniu, które będzie zmuszało nas do szybkiego kręcenia korbą, np. 2 z przodu i 4 z tyłu. Po dobrym zapamiętaniu wrażeń podejmijmy tę samą próbę, ale na najwyższym możliwym przełożeniu. Korbą kręcę wtedy wolniej, więc powinno mnie to kosztować mniej energii, prawda? A guzik prawda. Jak podobał się taki podjazd pod delikatne wzniesienie? Silnik też się męczy. Potrzebuje odpowiedniego momentu obrotowego, żeby bezpiecznie wykonać swoją pracę, a ten pojawia się dopiero przy odpowiednich obrotach. Jazda, podczas której są one trzymane jak najniżej, bardzo męczy silnik i powoduje jego ekspresowe zużycie. Z daleka widać, że taka jazda z ekologią nie ma nic wspólnego, a koszty remontu silnika wielokrotnie przewyższają "oszczędności", jakie uzyska się na spalaniu.
4. Nieschładzanie turbiny
Elementy turbiny są projektowane do pracy w ekstremalnych warunkach. Ich wirniki potrafią kręcić się do ogromnych prędkości (200 tys. obr/min i więcej), a przez to wiele elementów ulega znaczącemu nagrzaniu. Żeby nie spowodować uszkodzeń struktury metalowych elementów, należy dbać o ich rozgrzewanie i chłodzenie. Na szczęście nie jest to ani skomplikowane, ani drogie. Wspomnieliśmy już, że elementy silnika powinny pracować w odpowiedniej temperaturze, dlatego nie powinno dziwić, że wysokie kręcenie na zimno nie jest dla turbiny niczym dobrym. Zanim zaczniemy srogo strzelać ze sprzęgła i upalać na ulubionym parkingu, zadbajmy o to, żeby turbo miało odpowiednią temperaturę. Najlepiej po ruszeniu z miejsca stopniowo zwiększać prędkość i zakres obrotów. Tak samo po powrocie do domu — zanim zgasimy silnik, dajmy mu popracować na biegu jałowym ok. 2 - 3 minuty, żeby turbina miała czas się bezpiecznie schłodzić. Nagłe jej zatrzymanie, gdy wirniki i ślimak są gorące, to pierwszy krok do drogiej regeneracji i jeszcze droższej wymiany.
5. Jazda na rezerwie
Zakończmy czymś, co najłatwiej, choć nie najtaniej, zniwelować. Jazda od rezerwy do rezerwy to jeden z ulubionych sportów (niekiedy ekstremalnych) początkujących kierowców, którzy większość odłożonego budżetu zainwestowała w sam pojazd. Kto z nas nie tankował "do pełna za 50" niechaj pierwszy rzuci kamieniem. Niestety okazuje się, że jest to bardzo niezdrowy dla samochodu nawyk, który może nas kosztować sporo pieniędzy. Już pal sześć to, że takie tankowanie co chwilę, to marnowanie czasu i paliwa na dojazdy na stację. Niski poziom paliwa może powodować uszkodzenie samego zbiornika! W baku, poza paliwem, znajduje się para wodna, która w niskich temperaturach skrapla się na jego ściankach. Im mniej paliwa w zbiorniku, tym większa powierzchnia skraplania, na której powstają zanieczyszczenia. Te zamieniają się w zanieczyszczenia, które niszczą pompę paliwową, zapychają filtry i przewody oraz drogie w naprawie wtryskiwacze. Najlepszym rozwiązaniem jest traktowanie połowy zbiornika, jako "punktu minimum", po osiągnięciu ktrego meldujemy się na stacji benzynowej. Przy ciągle rosnących cenach ciężko jest raz w miesiącu zostawić przy dystrybutorze 300 - 400 zł. Jeśli wygodniej jest Ci tankować co tydzień za 50 zł, to dla dobra swojego samochodu rób to majac zatankowane co najmniej do połowy. Dotyczy to również zbiorników na LPG, a te w razie uszkodzenia mają niezdrowy zwyczaj robienia potwornego bałaganu.