Proszę czekać...

Według nowych przepisów: “kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu, albo na nie wchodzącego i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu, albo wchodzącemu na to przejście.”
Brzmi znajomo? Oczywiście, że brzmi znajomo, ponieważ do tej pory i tak mieliśmy obowiązek ustąpienia pierwszeństwa pieszemu, wchodzącemu na przejście. Do powyższego zachowania obliguje nas znak D6, w którego definicji znajdziemy informację o tym, że przejście dla pieszych jest częścią JEZDNI, a nie chodnika czy całej drogi. W świetle przepisów bezwzględne pierwszeństwo będzie obowiązywało pieszego wchodzącego na przejście, czyli wykonującego krok między chodnikiem a jezdnią, dokładnie tak, jak miało to miejsce do tej pory. Informację  o pieszych, którzy dostali prawa świętych krów można więc potraktować jako mit. 

Ponadto w końcu wzięto się za samych pieszych. Ile razy Każdy z nas był świadkiem następującej sytuacji: pieszy w kapturze, ze słuchawkami na uszach i oczami wbitymi w smartfon wchodzi na jezdnię, nie rozglądając się wcześniej na boki? To nie brak odpowiednich przepisów zabija pieszych na przejściach, to bardzo często (obok brawurowej jazdy po mieście) ich własna głupota. Według nowych przepisów pieszy, który wchodzi na jezdnię, używając telefonu lub innego urządzenia elektronicznego, w sposób niepozwalający na upewnienie się co do bezpieczeństwa, będzie podlegał  karze.
Organizm ludzki jest dość kruchy, a już z pewnością bardziej kruchy, niż dwie tony rozpędzonej stali. Pamiętajmy, że oprócz przepisów ruchu drogowego, obowiązuje również zdrowy rozsądek. Na cmentarzu co drugi miał pierwszeństwo. 


Kolejną, już mniej kontrowersyjną zmianą, jest stałe ograniczenie prędkości do 50 km/h terenie zabudowanym, niezależnie od pory dnia i nocy. Do tej pory między 22:00 a 6:00 mogliśmy poruszać się po mieście z prędkością 60 km/h. Zmiana, o którą nikt nie prosił i  której niewielu potrzebowało. Według autorów projektu między prędkością 50 a 60 km/h występuje poważna różnica w drodze hamowania. Na tyle poważna, by zmniejszyć dopuszczalną prędkością w nocy o 10 km/h. 

 

Ostatnim przepisem w nowej puli jest zakaz jazdy zbyt blisko następnego samochodu na autostradach i drogach ekspresowych, znana z dróg innych krajów europejskich tzw. "odległościówka". W ten sposób autorzy projektu zamierzają ukrócić haniebną i bardzo niebezpieczną manierę “jazdy na zderzak ". Od teraz na drogach ekspresowych oraz autostradach obowiązywać będzie minimalna odległość od poprzedzającego pojazdu, wynosząca co najmniej połowę prędkość. Brzmi zawile, lecz jest dość proste wytłumaczeniu: jeśli poruszamy się z prędkością 100 km/h odległość do samochodu przed nami powinna wynosić minimum 50 m. Jeśli jedziemy 140 km/h, taka odległość musi wynosić minimum 70 m. Łatwo obliczyć, trudniej oszacować na drodze. Z pomocą mogą przyjść biało-czerwone słupki przy drodze, które stawiane są co 100 m, ale nadal jest to metoda mało precyzyjna. W Niemczech popularną jest metoda 3 sekund. Polega ona na tym, że wybieramy sobie punkt przy drodze (słupek, drzewo, znak drogowy, itp.) i liczymy ile czasu upłynie między momentem, w którym mija go samochód przed nami, a momentem gdy sami do niego dojedziemy. Jeśli ten czas wynosi 3 sekundy lub więcej uznaje się zachowaną odległość za bezpieczną.


Reasumując, nowe przepisy nie wprowadzają specjalnie wielkich rewolucji, a już na pewno nie takie, jakimi straszą nas nagłówki w Internecie. Dobre czy złe, konieczne czy zbędne – tę interpretację pozostawiamy naszym czytelnikom. Mamy nadzieję, że nowe przepisy nie spowodują fali tragicznych wypadków z udziałem pieszych, przekonanych o swym bezwzględnym pierwszeństwie.

DT